Musisz przez to przejść

Wojciech Żmudziński SJ

Czasem wydaje się, że świat sprzysiągł się przeciwko nam. Czasem czujemy się odrzuceni przez ludzi, niezrozumiani, niesprawiedliwie ocenieni, pozostawieni samym sobie, zignorowani albo co gorsza zaszczuci. O takim przykrym doświadczeniu mówi Magda:

W firmie, w której pracuję, wszyscy robią przekręty i jeden drugiego kryje. Ja zrobiłam to tylko raz i na drugi dzień, po nieprzespanej nocy z powodu wyrzutów sumienia, przyznałam się do nieuczciwości. Wtedy zaczęło się piekło. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Nikt nie chciał już ze mną rozmawiać. Traktowano mnie jak powietrze.

Doświadczenie Magdy, odrzuconej przez kolegów i koleżanki z pracy, nie było obce także Jezusowi, niezrozumianemu i wyśmianemu w Nazarecie, wyrzuconemu z synagogi za słowa prawdy. Nie wspominając o poczuciu osamotnienia w dniu, w którym opuścili go najbliżsi przyjaciele, o samotności w momencie konania, gdy opuścił go Ojciec. Odrzucona czuła się nastoletnia Maryja, gdy zauważono, że jest w stanie błogosławionym. Odrzucenia doświadczał syn marnotrawny, którego powrotu nie mógł zaakceptować jego starszy brat. Jak sobie radzić w takich sytuacjach?

Musimy pamiętać o trzech, wydawałoby się oczywistych, prawdach:

• nie ma takiej możliwości, aby wszyscy nas lubili,
• nie ma takiej osoby, która lubiłaby być odrzucona,
• przez doświadczenie odrzucenia można przejść ubogacając się.

Wszystkich nie zadowolisz

Jeśli chcemy się wszystkim podobać i zadowolić każdego, to powinniśmy zmienić zawód. Na ten najstarszy zawód świata. Zawsze będziemy dla kogoś albo zbyt sztywni albo zbyt na luzie. Dla jednych naiwni, dla drugich nieufni. Ktoś będzie nam coś zawdzięczał a ktoś będzie się czuł przez nas skrzywdzony. Cokolwiek byśmy nie robili, zawsze to będzie komuś przeszkadzało. Bardzo trafnie ilustruje to opowieść o ojcu i synu, którzy wybrali się na osiołku do pobliskiego miasteczka. Najpierw ojciec jechał na osiołku a syn szedł z boku. Ludzie byli zgorszeni: jaki ten ojciec wygodny, jaki z niego egoista, każe temu małemu chłopcu iść pieszo podczas gdy sam jedzie sobie na osiołku. Słysząc to, ojciec zszedł z osiołka i posadził na nim swojego syna. Ludzie, których spotykali byli zgorszeni: jaki ten syn wygodny, jak go ojciec wychował, czyż nie powinien z szacunku dla ojca ustąpić mu miejsca na osiołku? Słysząc to, obaj wsiedli na osiołka i tak jechali dalej. Ludzie, których mijali nadal byli zgorszeni: że też nie mają litości nad tym biednym osiołkiem, żeby we dwóch go dosiadać.
Wszystkich nie zadowolisz i nie wszyscy będą rozumieli twoje decyzje oraz życiowe wybory. A ci, którzy próbują się wszystkim przypodobać i przesadnie dbają o swój zewnętrzny wizerunek, przestają być w rezultacie wiarygodni. Każdy nasz wybór zakłada rezygnację z czegoś. Jednych mile zaskoczy, innych rozczaruje.
Wielu było chorych w Nazarecie, w Kafarnaum i w Jerozolimie a jednak Jezus nie uzdrowił wszystkich. Czyżby dlatego, że mieli za słaba wiarę? Skądże. Uzdrawiał tych, których chciał uzdrowić. Jak więc czuli się Ci, którzy nie dostąpili tej łaski?

Nikt nie lubi tego uczucia

Każdy człowiek pragnie bliskości oraz znaczących i satysfakcjonujących relacji. Chciałby być komuś potrzebny a nawet niezastąpiony i jedyny. Nasi znajomi radują się, gdy jesteśmy im za coś wdzięczni i chcą mieć do nas zaufanie. Nawet jeśli mówią, że chcą usłyszeć, co o nich myślimy, to jednak mają nadzieję, że nie myślimy o nich źle. Mają nadzieję, że nie usłyszą od nas: mam ciebie dosyć, to koniec naszej relacji, nie mamy już sobie nic do powiedzenia. W wielu sytuacjach trudno jest nam być asertywnym w obawie, że druga osoba poczuje się odrzucona. A jednak mówimy „nie” i nie pozwalamy sobie wejść na głowę. Przez to, bliskie nam osoby czują się przez nas odrzucone i stają się nieraz naszymi wrogami, podobnie jak w sytuacji opisanej przez młodą kobietę (lat 27), która prosi o radę na stronie internetowej:

Mam problem dotyczący moich relacji z mamą. Od szesnastu lat moi rodzice są rozwiedzeni i dla mamy dzieci stały się sensem jej życia. Tymczasem dla mnie ta relacja była dusząca, a wręcz niezdrowa. Sprawę pogarszał fakt różnic charakterologicznych między mną i mamą. Ja od małego dziecka chciałam wstąpić do zakonu, na co mama się nie zgadzała. (…) Gdy w tym roku powiedziałam jej, że zdecydowałam się naprawdę wstąpić do zakonu, rozpętała się wojna. W konsekwencji uciekłam z domu. Miało to miejsce około dwóch miesięcy temu. Potem dzwoniłam do mamy i przyjeżdżałam kilka razy. Przepraszałam za swoje zachowanie i niepotrzebne nerwy, wybuchowość i wstyd jaki odczuła z mego powodu. Mama jednak mówi, że ona straciła przeze mnie sens życia, że nic jej już nie cieszy, że żałuje, że mnie i siostry nie zostawiła, gdy byłyśmy już dość duże, żałuje że się dla nas poświęcała a teraz na starość ja chcę ją zostawić. Obiecywałam mamie pomoc i wsparcie zawsze ilekroć będzie potrzebowała, ale ona powiedziała, że niczego ode mnie nie potrzebuje i nie przyjmie. Ten konflikt nie ma końca. (…) W sercu mam żal, poczucie krzywdy, strach i chyba też złość lub gniew. Mama się nie odzywa do mnie…

Jak powinna postąpić córka? Czy ma zrezygnować ze swojego pragnienia usamodzielnienia się i ułożenia sobie życia po to, aby jej mama nie czuła się przez nią odrzucona? Jakie rozwiązanie proponuje w tej sytuacji Ewangelia? Jak szanować i kochać matkę a jednocześnie pogodzić się z tym, że będzie doświadczała, być może przez długie lata, odrzucenia przez własną córkę?

Przejść przez doświadczenie odrzucenia

Odpowiedzią na te wszystkie pytania jest trzecia oczywista dla mnie prawda, że przez doświadczenie odrzucenia trzeba przejść, nie warto przed nim uciekać ani udawać, że nic się w relacji nie zmieniło. Gdy Maryja, Matka Jezusa, wraz z Jego braćmi przybyli do Kafarnaum „i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. A tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy mu powiedzieli: Oto Twoja Matka i bracia na dworze szukają Ciebie. Odpowiedział im: Któż jest moją Matką i którzy są moimi braćmi. I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką” (Mk 3, 31b-35). Jakkolwiek chcielibyśmy usprawiedliwić słowa Jezusa, to jednak nie da się zaprzeczyć, że relacja między Nim a Jego Matką zmieniła się w sposób radykalny od czasu, gdy rozpoczął swoją publiczną działalność. Ona musiała przez to przejść i tylko Ona jedna wie, jak wiele ją to kosztowało. Jednak nie opuściła Syna, pozostając na zawsze w Jego cieniu, Służebnica Pańska, Matka Boleści, tak wiele nie rozumiejąca i tak bardzo kochająca.
Nie wyobrażam sobie, aby również apostoł Piotr nie zmagał się z poczuciem odrzucenia, gdy w obecności wszystkich uczniów usłyszał od swojego Mistrza ostre słowa: „zejdź Mi z oczu szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku” (Mk 8,33b). Niektórzy zwolennicy cukierkowej pobożności oczekiwaliby od Jezusa, że złagodzi to, co powiedział, że może powie „przepraszam”, „nie to miałem na myśli”, „nie gniewaj się stary”. Jednak Piotr potrzebował męskiej rozmowy a nie wymiany nic nie znaczących i zacierających prawdę uprzejmości.
Trzeba przez to doświadczenie odrzucenia przejść w miarę pogodnie, by wzrastać poznając bardziej siebie, ucząc się jak znosić krytykę i jak wyrażać to, co w głębi serca czujemy. „Panie, dobrze, że tu jesteśmy – odezwał się Piotr sześć dni po otrzymanej reprymendzie – jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza” (Mt 17,4). Tym razem znowu przesadził ze swoja gorliwością, ale Jezus już go nie zganił lecz powiedział, by się nie lękał. Nie lękajmy się trudnych przeżyć, gdyż to one najbardziej nas kształtują, żłobiąc w nas jedyną w swoim rodzaju życiową mądrość tak jak dłuto w rękach rzeźbiarza nadaje niepowtarzalny charakter dziełu sztuki.