Czy Bóg ma plan na moje życie

Kazimierz Wójt SJ

Czy Bóg ma plan na moje życie? 

Jest to ostatnia z 9 katechez dla dorosłych pod wspólnym tytułem  „Bóg mojej nadziei” , przeprowadzonych w parafii św. Andrzeja Boboli w Szczecinie, w czwartki w okresie od. 14 października do 16 grudnia 2010 roku. Informacje o całym cyklu dostępne są na stronie Parafii: <www.szczecin.jezuici.pl>

 

Od zawsze słyszałem, że Bóg obdarował człowieka rozumem i wolną wolą. Zawsze, jak pamiętam, mówiono „wolną wolą”, natomiast nie słyszałem w swej młodości, żeby mówiono, że Bóg obdarzył człowieka wolnością. Mówienie o wolnej woli było konieczne, bo bez niej nie byłoby grzechu i naszej odpowiedzialności za grzech. Wolnej woli można było użyć w dwojaki sposób: przeciwstawiając się Bogu, a więc bunt i grzech, albo posłuszeństwo Bogu i wówczas jest cnota i zasługa.

 

            Żyjemy w innych czasach. Warto zobaczyć jak to się zmieniło. W moim poczuciu dwie rzeczy zmieniają się rewolucyjnie:

  1. Coraz śmielsze i dalej idące wyciąganie wniosków z tego, że Bóg jest Miłością i nas rzeczywiście kocha. Efektem jest m. in. zmiana sposobu mówienia o potępieniu człowieka – nie mówimy już, że Bóg skarze człowieka na wieczne potępienie, mówimy raczej o samopotępieniu się człowieka – o człowieku, który izolując się od Boga wybrał samotność na wieczność.
  2. Bóg nie tylko obdarował nas wolną wolą, ale wolnością – Bóg stworzył nas wolnymi.
 

To przejście od mówienia o obdarowania wolną wolą do twierdzenia o obdarowaniu nas wolnością ma konsekwencje w sposobie patrzenia na mój udział w kształtowaniu mojego życia. Jak długo akcentowano, że wolna wola pozwala mi albo być posłusznym Bogu, albo iść swoją drogą nieposłuszeństwa (czyli grzechu), było jasne, że Bóg ma swój plan wobec każdego człowieka, a podstawową cnotą, która pozwala ten plan realizować jest cnota posłuszeństwa.

 

Tym, co zakłóca ten prosty schemat pójścia przez życie zgodnie z wolą Bożą jest trudność odczytywania szczegółów tego planu. Trzeba by przyjąć, że Bóg ma rozpisany plan mojego życia, ja mam ten plan realizować, ale On mi go nie zdradzi – jak trafię, mam plus, jak nie, to punkty karne.

 

Jeżeli natomiast Bóg stwarza mnie wolnym, to znaczy, że ja to swoje życie mam tworzyć, a nie odtwarzać według  gotowego scenariusza. Nawet gdy ta moja wolność jest mocno ograniczona warunkami w jakich żyję, to przecież mam swoją odpowiedzialność za decyzje, które ja podejmuję. Odpowiedzialność jest drugą stroną medalu wolności.

 

Moje życie jest moje, czy tylko przeze mnie realizowane? Jest to sprawa istotna dla mojej relacji z Bogiem. W świetle tego, co w tym cyklu konferencji mówiliśmy o Bogu, który szuka bliskości z człowiekiem, mogę powiedzieć tak: „wiem, szukasz bliskości ze mną. Jestem, bo mnie ukochałeś. Chcę odpowiadać na Twoją miłość, ale, tak naprawdę, to do czego jestem Ci potrzebny? Chyba masz jakieś miejsce w swoich planach dla mojego istnienia, mojego życia? Masz pomysł na moje życie? Wiesz dobrze, co powinienem zrobić? Powiedz mi, nie skazuj mnie na zgadywanie i niepewność.

 

Sądzę, że tego typu myśli ma wiele pobożnych osób, zwłaszcza w młodości, gdy stają przed ważnymi wyborami. Chyba większość ludzi niejako automatycznie przyjmuje założenie istnienia optymalnego planu mego życia i taki jest plan Boga. Wszystkie odstępstwa od tego planu psują moje życie. Nie za bardzo też wierzymy, że Bogu miłość wystarczy do powołania mnie do istnienia. Nie wierzymy, że Bóg nie ma jakichś planów, przecież stworzył mnie także po coś, chyba mam w tym moim życiu coś do zrobienia. Prawdę powiedziawszy bylibyśmy niepocieszeni, gdybyśmy usłyszeli: nie zawracaj sobie głowy jakimiś moimi planami, mi wystarczy, że jesteś, nie odwracasz się ode mnie, wystarczy, że mogę Ciebie kochać. Chyba tak jest skonstruowana nasza natura, że nie wystarcza mi, że Bóg mnie kocha - to mnie dowartościowuje tylko teoretycznie. Dowartościowany będę się czuł dopiero, gdy będę wiedział, że mam jakieś zadanie do spełnienia. Jest to także sprawa mojej podmiotowości w relacji wzajemnej miłości między Bogiem a mną. Nie chcę być tylko przedmiotem miłości Boga, nie chcę tylko przyjmować, nie chcę być kimś „oswojonym” przez Pana Boga.

 

Bóg stworzył mnie wolnym. Ta obrona mojej wolności także wobec miłości Boga, odruch, że nie chcę być oswojonym zwierzątkiem Pana Boga  jest chyba wpisaną w moją naturę konsekwencją daru wolności. Nie jest więc żadnym buntem wobec Boga. Moją naturalną odpowiedzią na miłość Boga jest miłość, która pragnie czynu „daj mi zadanie, a będę mógł okazać swoją miłość.”. Moja miłość będzie karmić się tym, że jestem Ci potrzebny, że nie jestem tylko biorcą, ale mogę Tobie coś dać, dla Ciebie coś zrobić. Więc powiedz mi, do czego jestem Ci potrzebny.

 

Myślę, że nie znajdziemy odpowiedzi na kierowane do Boga pytanie „jaki masz plan dla mojego życia”. Znajdujemy natomiast odpowiedzi na pytanie „Do czego Ci, Panie, jestem potrzebny”. Odpowiedzi na to pytanie podawane są nam „otwartym kodem” – Jezus mówił nam to wprost:

 

„To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. … Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.” (J 15,12.15)

„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16,15)

 

Sługa ma tylko wykonywać polecenia. Wam oznajmiłem wszystko.

Czyli: wiemy na czym Panu zależy, wiemy, jakie jest Jego dzieło, do którego nas zaprasza, jakie ma zamiary. Jeżeli z mojego serca płynie pytanie „Do czego jestem Ci potrzebny”, to Pan mi powiedział dosyć, żebym znalazł odpowiedź – bo wiem o co chodzi.

Mamy wyraźne przesłanie: jesteś mi potrzebny w Moim dziele, mówi Pan. W tym, o czym Wam mówiłem.

 

Gdy dotrze do mnie to potwierdzenie (przesłanie) od Boga „jesteś mi potrzebny” wówczas wszystkie elementy mojej relacji z Bogiem wskakują na swoje miejsce – odnajduję ich powiązanie i sens. Jest to Miłość Boga i odpowiedź mojej miłości, która chce coś dawać Bogu, czynić coś dla Niego. Moja wolność i podmiotowość w moim życiu nie jest zachwiana. Nie muszę szukać scenariusza do odtwarzania Bożego pomysłu na moje życie. Ten pomysł ma być mój. Ja go tworzę. Bożym pomysłem była wolność. Mam więc miejsce na moją inicjatywę, moją kreatywność. Mam coś Bogu do dania i jestem w tym twórczy - bo obdarował mnie wolnością. (kreatywność to taka trzecia strona wolności).

 

W końcu na miejsce pytania kierowanego do Boga, który mnie kocha: „do czego jestem Ci potrzebny”, wchodzi pytanie, które sobie muszę zadać: „co mogę dla Ciebie zrobić” lub „jak mogę w Twoim, Panie, dziele uczestniczyć”.

 

W odpowiedzi na to pytanie mieszczą się wszystkie nasze powołania, ale to my wybieramy drogę – według naszego rozeznania, według naszej hojności limitowanej możliwościami (rozum jest od trzymania się realiów), według naszych zaciągniętych zobowiązań, naszego przekonania i dobrych pragnień.

 

Wejść lub wracać na tę drogę uczestniczenia w dziele Pana mogę w każdej chwili życia. Jeżeli są lata zmarnowane, w których byłem zamknięty na miłość Pana, to nie mam tracić kolejnych miesięcy czy lat na użalanie się nad tym, że może takie lub inne życiowe powołanie zmarnowałem. Z każdego punktu życia mogę startować do nowej odpowiedzi mojej miłości: np. ewentualny czas więzienia, czas choroby, moją miłość w obliczu lęku przed śmiercią – wszystko to mogę włączyć w działanie Pana, w Jego misję.

 

A jak konkretnie? Jeżeli stoi przed młodym człowiekiem decyzja: w kierunku małżeństwa, czy kapłaństwa lub życia zakonnego, to „Jak poznam, czego Bóg chce?”

Pewnie Pan Bóg by się uśmiechnął, gdybym postawił takie pytanie po całym poprzednim wywodzie. Bo to jest raczej Jego pytanie do mnie „jak chcesz ze Mną współpracować?”.

Dając mi wolność Bóg zrezygnował z bycia architektem mojego życia. Decyzja jest po mojej stronie. Bóg za mnie nie zdecyduje, ale czy może mi pomóc?

Owszem może. Ale trzeba być wyczulonym na Jego znaki. Nie żądajmy cudownych znaków w zewnętrznej rzeczywistości. Miejsce dialogu z Bogiem jest w nas. Św. Ignacy Loyola, wnikliwy obserwator swoich wewnętrznych poruszeń w swoich regułach o rozeznaniu duchów pisze, że Bóg działa w nas i daje się poznać poprzez uczucia, jakimi nas napełnia - inaczej mówiąc jakie towarzyszą naszym myślom, zamiarom, wyobrażeniom. Jeżeli ktoś zastanawia się nad wyborem drogi życiowej pragnąc lepiej służyć Bogu, to „właściwością Boga i aniołów jego jest to, że w poruszeniach swoich w duszy dają prawdziwą radość i wesele duchowe, usuwają zaś wszelki smutek i zakłócenie, które wprowadza do duszy nieprzyjaciel. Jego bowiem właściwością jest zwalczać tę radość i to pocieszenie a to przez podsuwanie pozornych racji, fałszywych subtelności i ciągłych podstępów”.

 

Marek Rosłoń SJ od nieco innej strony wyjaśnia  w rekolekcjach „Brzytwą po schematach” pisząc o „Kościele z puzzli”. Mówi: „to raczej emocje motywują nasze wybory (a rozum potem je odpowiednio uzasadnia:). Im więc lepszy mam kontakt z własnymi uczuciami, tym lepszych wyborów mogę dokonać. Głębokie rozeznawanie decyzji to nie tylko kalkulacja “za” i “przeciw”, to wgląd w uczucia, które prowadzą mnie do działań. Św. Ignacy nazywał to “porządkowaniem uczuć”.  Co przeżywam i do czego te uczucia mnie motywują? Czy chcę iść tam, gdzie one mnie prowadzą, czy przeciwnie? Dokąd dojdę kierując się lękiem i obawami? A dokąd, kierując się ufnością? Gdy do takiego wglądu w siebie zaproszę Pana Boga, wtedy rozeznawanie decyzji staje się modlitwą. Pan Bóg nie podejmie decyzji za mnie, ale może mi pomóc w wejrzeniu we własne serce, w poruszenia wewnętrzne. Może pomóc mi zobaczyć, czym się kieruję tkwiąc w zwieszeniu i dokąd mogę dojść, gdy podejmę decyzję. Mogę wtedy dokonać wyboru, do jakiego On mnie zaprasza, albo dokonać wyboru przeciwnego. Ale w jednym i w drugim przypadku będzie to wybór świadomy. I tak w jednym, jak i w drugim przypadku, biorę na siebie odpowiedzialność za ten wybór. To jest smak wolności.”

 

Bóg nie podejmuje za nas decyzji, ale czasem zaprasza – wówczas, tak jak to było w scenie zwiastowania Maryi, albo św. Józefowi Anioł – posłaniec Boga mówi nam „nie bój się”, które słyszę w swoim wnętrzu, w uspokojeniu moich uczuć. Taki jest sposób na radzenie się Boga co do swoich wyborów - obserwacja mojej wewnętrznej uczuciowej reakcji. Mówiąc prościej odpowiedzi Boga szukać trzeba w swoim sercu.  

  

Nie zawsze stoję przed podstawowymi wyborami. W normalnym, zwykłym czasie życia to obowiązki wyznaczają mi sposób współpracy z Bogiem. Wierność swoim obowiązkom i troska o tych, których mi powierzono - jest tym, co powinienem robić. Wprowadzaniem Królestwa Bożego jest moje życie w bliskości Boga.

Marek Rosłoń SJ w rekolekcjach Brzytwy napisał, że „JEDYNY PLAN BOGA – (to) ZATRZYMAĆ SIĘ W TWOIM ŻYCIU”. Tak można powiedzieć. Cała reszta jest już złożona w naszej naturze: zdolność do miłości, która potrzebuje odpowiadać czynami, przywiązanie do wolności, które wyraża się twórczym szukaniem swoich sposobów współdziałania z Panem, miłość, która nie pozwala się zniechęcić ani zatrzymać.

            Jednocześnie bliskość Boga, współdziałanie z Nim stwarza możliwość modyfikacji swoich wcześniejszych koncepcji mojego życia. Odpowiedź na pytanie kto jest architektem mojego życia, się komplikuje. Stwierdziliśmy, ze Bóg nie ma z góry ustalonego scenariusza mojego życia – Bóg zrezygnował z bycia architektem mojego życia. Jednak, gdy przyjąłem Boga w moje życie staje się ono wynikiem współdziałania Boga i mnie. Moje życie jest moje, ja je tworzę, piszę scenariusz na bieżąco. Obecność Boga w moim życiu tej samodzielności mi nie odbiera, ale ukazuje nowe perspektywy i dodaje odwagi. Scenariusz staje się wspólny, pisany na bieżąco – nie odtwarzam życia, ale też nie sam je buduję.

 

Jest też w naszej naturze obawa – co to za sojusz mojej słabości z wszechmocnym. Już to rozważaliśmy: wszechmocny Bóg zdany na łaskę człowieka. Więc niech ta wielkość Boga nas nie przeraża, ale będzie naszą nadzieją. Bóg zdany na łaskę człowieka i wydany w ręce ludzi jest przecież Bogiem Mojej i Naszej Nadziei.