uwagi : pytania / uwagi : komentarze
Na naszym forum mamy
4966 pytania
z udzielonymi odpowiedziami.
Ostatnio komentowane pytania
- Mam dziwne i dręczące głosy, co robić?
- Czy odmawianie nowenny pompejańskiej ma sens?
- Obce cywilizacje w biblii
- List o.Wiśniewskiego ws Kościoła
- wstrzemięźliwość poza granicą kraju i ...
- Wróżby andrzejkowe
- Czy składać przysięgę?
Najczęściej komentowane pytania
- Dlaczego niektórzy księża podczas posługi w Kościele są nieprzyjemni, a czasem wręcz obcesowi?
- Nierozerwalność małżeństwa?
- Masturbacja
Najdłuższe wątki
Autorzy
Spowiedz
2010-05-23 18:01:12
coraz wiecej mowi sie o spowiedzi otwartej tzn szczerej spowiedzi przed Bogiem a nie kaplanem. Ja sama w glebi serca czuje ze to jest jedyna i prawdziwa spowiedz bowiem odklepac swoje grzechy kazdy moze, natomiast szczerze i sumiennie nad nimi sie zastanowic i wyciagnac wnioski- to juz pewnie stanowi problem. Chcialabym znac zdanie ksiedza na ten temat. Przez moment zastanawialam sie, ze moze tu chodzi o rodzaj grzechu, ktory czlowiek popelnil, aczkolwiek grzech jest grzechem i forma spowiedzi nie powinna miec znaczenia jesli jest ona szczera a spowiadajacy sie zaluje ich popelnienia i postanawia poprawe. Z Bogiem.
Witam bardzo serdecznie
Mam wrażenie, owo mówienie o spowiedzi bez obecności księdza, w osobistej modlitwie, ma swoje źródła we współczesnym sposobie rozumienia spowiedzi jako "osobistego rozliczenia się z Bogiem". Istotą tego sposobu przeżywania, jak się wydaje jest to, że także grzech traktujemy jako wykroczenie przede wszystkim przeciw Bogu, zranienie Boga, złamanie Jego praw etc... W konsekwencji, jako intymną sprawę między sobą a Bogiem. Rzeczywiście w takiej optyce ksiądz wydaje się być jedynie utrudnieniem i wzmacnia tylko i tak już silny lęk i wstyd.
Warto jednak wiedzieć, że nie zawsze tak było i że sposób spowiedzi "na ucho" jest znany w Kościele dopiero od wczesnego średniowiecza. Wcześniej (tzn. od II w.) wyznanie grzechów było publiczne, pokuta publiczna i publiczne jej zdjęcie. Pokuta dotyczyła co prawda tylko czterech grzechów: apostazji, herezji, cudzołóstwa i zabójstwa, niemniej jej publiczny charakter pokazuje istotny element rozumienia grzechu w ogóle przez wczesne chrześcijaństwo. Grzech dotykał przede wszystkim wspólnotę. Apostazja, czyli wyrzeczenie się wiary oznacza przecież zdradę wspólnoty wiary, czyli Kościoła, herezja - podobnie, to odstępstwo od wiary wspólnoty w zakresie treści tej wiary, zabójstwo - to pozbawienie wspólnoty jej członka (również pozbawienie rodziny członka tej rodziny), cudzołóstwo - to rozbicie wspólnoty rodzinnej i naruszenie zasad sprawiedliwości, wierności i zaufania we wspólnocie Kościoła.
Potem od średniowiecza zaczyna się rozwijać praktyka rozmowy duchowej z mnichem, a z niej praktyka spowiedzi "na ucho" i w sekrecie. Wraz z tym procesem przesuwa się także akcent w przeżywaniu grzechu. Coraz bardziej zaznacza się aspekt wykroczenia przeciw Bogu, coraz mniej - przeciw wspólnocie.
Współcześnie, mam wrażenie, wrażliwość na to, że grzech ma wymiar społeczny, wspólnotowy, horyzontalny, czyli uderzający w ludzi, prawie zaniknęła. Chcemy go przeżywać jedynie w płaszczyźnie wertykalnej, jako sprawę między mną, a Bogiem - w sekrecie, wstydząc się go. Prawie każdy uwzględnia w spowiedzi zaniedbania modlitwy, ale już znacznie mniej osób przeżywa skrupuły związane z kłótniami sąsiedzkimi, czy rozłamami rodzinnymi. Ten proces idzie w parze z ogólniejszą jeszcze tendencją, by w ogóle relację z Bogiem budować w samotności (w Boga wierzę, ale Kościół odrzucam).
Ksiądz w sakramencie pojednania reprezentuje Kościół, czyli wspólnotę wiary. Rozgrzeszenie to nie tylko pojednanie z Bogiem, to także pojednanie ze wspólnotą, bo grzech to nie tylko sprawa między człowiekiem i Bogiem, to także sprawa między człowiekiem i Kościołem.
W swoim pytaniu ma Pani rację: odklepać standardowy zestaw grzechów przed księdzem jest łatwo, ale przecież tu nie chodzi o odklepanie. Szczere wyznanie grzechów wobec księdza to także doświadczenie wspólnoty, która pochyla się nad człowiekiem, zmagającym się ze złem w swoim życiu. Zachęcam do odkrycia także tego aspektu sakramentu pojednania.
Pozdrawiam,
2010-05-24 12:00:14
Oj prawda. Pewien człowiek, polityk - pożal się Boże - lokalny, chciał mi pokazać miejsce w szeregu. Publicznie mnie łajał. Moim zdaniem niesłusznie. Podważał moje kompetencje zawodowe. Kosztował mnie mnóstwo czasu i nerwów. Teraz widzę do komunii chodzi sobie co niedziela. Nie przeprosił mnie, nie mówię, że publicznie za publiczne zarzuty, ale nawet prywatnie nie powiedział mi "przepraszam". Bóg mu grzech wybaczył i jest wszystko OK.- Włodek -
2010-05-25 11:04:18
'Szczere wyznanie grzechów wobec księdza to także doświadczenie wspólnoty, która pochyla się nad człowiekiem, zmagającym się ze złem w swoim życiu. Zachęcam do odkrycia także tego aspektu sakramentu pojednania.' - prawda. Powiem więcej - ten ludzki wymiar (zrozumienie, umocnienie, pokazanie, że ktoś nas naprawdę słucha, mimo naszych słabości) może czasami bardzo pomóc. Nie mówię, że to zdarza się często, czasem przychodzi samo, a czasem trzeba zawalczyć i poszukać Człowieka, ale warto.- Poszukująca -
2013-02-17 21:35:14
Nigdy nie uważałam siebie za dosyć mądrą ale jednocześnie usiłowałam dociec co jest prawdziwe i prowadzi do poznania takiego , które zmieni nas na lepszych. Ze względu na kilkukrotne przeżycie zagrożenia śmiercią ( w tym śmierć kliniczna i ewidentne wypadki , których przeżycie było określane przez lekarzy cudem) stwierdziłam, że muszę wreszcie zrobić porządek ze swoimi grzechami. Nie chciałam być małostkowa i myąłałam aby zacząć od najgorszych. Wszystkie wydawały mi się okropne a nie mogąc określić który to mabyć pierwszy ( docałkowitej likwidacji) modliłam się o pomoc. wiedziałam, że jezeli dostatecznie długo ipewną determinacją myślę o rozwiązanou problemu to potrafi mi się on przyśnić. Pomyślałam,że to byłby dobry sposób na przedstawienie największego mojego grzechu, tej osławionej belki w oku. Prosiłam o pomoc Anioła Stóża i siostrę Faustynę. Nie będę tu opowiadać snu ze szczególami ale powiem, że zrozumiałam po pewnym czasie ,że chodzi o osąd i nienawiść zła. Tyle tylko,że to zło zwykle łączymy z daną osobą. A grzechy , które widzimy w innych mają źródło w naszym sercu i naszej wierze w prawdziwość osądu.I wtedy jasne stało sie dla mnie dalczego Jezus tak często i z taki naciskiem mówił o wierze każdego uzdrawianego oraz o PRAWDZIE i o tym , że On jest Prawdą a nawet nie odpuszczam ci grzechy a "odpuszczają ci się twoje grzechy". Jeżeli prosimy o pomoc to tę pomoc otrzymujemy jednakże ze względu na całkowicie odmienny sposó myślenia Jezusa i nasz to co nam głosi możemy całkowicie opacznie rozumieć.
Wracając jednak do pojednania i przebaczania grzechów. Wierzę ,że wszystko co sie nam przytrafia wynika z miłosierdzia Bożego a patrzenie pod tym kątem każe widzieć w tych zdarzeniach pewne wskazówki ( a nie kary karać pragnie szatan). Miałam w pewnym czasie dolegliwośc , której nie potrafiłam wyleczyć i już miałam skierowanie na operację. Zastanawiając się jakiego rodzaju wskazówka może byc ta dolegliwośc doszłam do konkluzji, że musi to być związane z moim podejściem do dzieci (zbyt wymagającym) ale jednocześnie zauważyłam, że zapalenie uch jakie towarzyszyło dziecku skłaniało do myślenia , że nie chce ono słuchać ( co było moim osądem i moją prawdą). Pomyślałam , że przecież dziecko jest tylko dzieckiem i pewnych rzeczy musi się nauczyć w odpowiednim dla siebie czasie ( którego nie mogę znać ) po czym poprosiłam Boga o darowanie win dla dziecka bo nie umie jeszcze dostatecznie zrozumieć aby odpowiednio się zachować aby tym bardziej miał to byc powód do tak dotkliwej kary. Modliłam sie, że nie moge wieć wiedzy czy to jest przyczyną choroby ale jeżeli tak by było aby winę tę darować ponieważ była niewspółnierna do przewinienia a co gorsza nie załatwiała problemu. Skutek był zadziwiający aby nie powiedziec cudowny. Po pierwsze dziecko wyzdrowiało a druga sprawa dolegliwośc , która mi dokuczała nagle znikneła. Nie potrafię powiedzieć w jakim czasie ale od momentu gdy zauważyłam zniknięcie nie mineło 3 dni. Jednak mogło to nastąpić wcześniej tyle ,że zaaferowana innymi sprawami nie zwróciłam na nie uwagi. Jednak to zwróciło moją uwagę na kluczowe znaczenie miłości nie tylko w działaniu ale nawet w myśleniu. Po wielu latach róznych doświadczeń i analizowaniu ich doszłąm do przekonania, że każdy osąd jest naszą wiarą w widziany obraz bliźniego naszymi oczami która to wiara staje się naszą "prawdą" w jaką potrafimy "święcie" ( choć powinno się mówić szatańsko) wierzyć. A z tego miejsca nie było mi już trudno zauwarzyć co powoduje taka wiara. Utwierdziła mnie w tym jeszcze bardziej, dziwna wiara mojego męża w moje działania ( nic szczególnego ot pewien typ czynności domowych) i choć wcale nie wydawała mi się prawdziwa a tylko przypadkowo przytrafiła się wcześniej to ze względu na wiarę mojego męża w jej prawdziwość nie mogłam wyjść po za obręb tego obrazu jaki widzi mąż. Czasami odczuwałam, gdy na przekór wszystkiemu chciałam postąpić inaczej, jakby mnie ktoś trzymał nie pozwalając zrobić tego co chcę. Przypuszczając, że moje podejrzenia co do działania osadów maja pewien skutech chciałam im przeciwdziałać a zwłaszcza negatywnym osadom. Przypomniało mi się wtedy, że tak jak błogosławimy posiłek tak możemy błogosławić osobom, które dotknął nasz zły osąd, aby przeciwstawiły się im i wyszły zwycięsko z jasnym obliczem.
- haneczka -