Niebo,piekło?

2010-05-11 10:42:38

Witam,Ostatnio często zastanawiam się nad tym,czy Bóg wie kto z nas będzie w niebie,a kto w piekle? Bo jeżeli wie np,że będę w piekle,to po co mam żyć i starać się o to,żeby tam nie trafić?
Witam również,

Pogląd, że Pan Bóg wie uprzednio, kto będzie zbawiony, a kto potępiony w historii teologii zwany jest predestynacjonizmem i został zarzucony, jako błędny.

Określenia "niebo" i "piekło" są metaforami rzeczywistości duchowych w nas, nie zaś określeniami miejsca, do którego trafimy po śmierci. Metafora nieba oznacza bycie w bliskości z Bogiem, czyli zbawienie, piekło zaś oznacza postawienie w naszym życiu granicy Bogu, poza którą nie chcemy Go wpuszczać. W tym sensie piekło jest osobistą enklawą bez Boga (ten wątek rozwija Wacław Hryniewicz w "Chrześcijaństwie nadziei"). Obydwie te rzeczywistości wciąż towarzyszą chrześcijaninowi i zmaganie między nimi jest drogą rozwoju wiary i polem osobistej walki duchowej (wychodzenia z samotności ku wspólnocie), co niekiedy bywa nazywane "współpracą z łaską Bożą".

W tym sensie możemy powiedzieć, że wolą Boga wobec nas wszystkich jest zbawienie (niebo), rozumiane, jako bycie w bliskości z nami. Ale to zaproszenie do bliskości oczekuje przyjęcia - i tu trafia na konkretne losy ludzkie i na konkretną wolność, która ma możliwość zaproszenie to również odrzucić, ustanawiając w ten sposób granice osobistego piekła, bo o ile niebo jest wspólne, to piekło może być tylko osobiste.

Pozdrawiam,

Marek Rosłoń SJ

zobacz komentarze [31]

odnośnie Niebo, piekło? - do o. Rosłonia

2010-05-12 09:04:41

WitamW wolnym czasie robię sobie szybki przegląd różnych stron internetowych, na które, moim zdaniem warto od czasu do czasu zajrzeć, ponieważ są po prostu wartościowe. Uważam, że idea \"zapytaj jezuitę \" należy do nich. Więc czasami na nią wchodzę. Pytania zadawane kapłanom przez internautów dla osób trzecich mogą być bardzo rozwijające w wielu aspektach . I dziś napotkałem na pytaniu \"Niebo, piekło? \" odpowiedź Marka Rosłonia jakoby niebo i piekło było tylko metaforą. Zdaje sobie sprawę, że trudno jest wierzyć w takie rzeczy w XXI w. po Darwinie :-) , ale czy założenie, że niebo i piekło jest tylko metaforą, nie jest sprzeczne z podstawową nauką Kościoła katolickiego o zbawieniu? Słyszałem już kilka razy tego typu wypowiedzi przez księży, i mimo, że wydało mi się to interesujące, nigdy nie miałem czasu o to zapytać? Dlatego też proszę o odpowiedź. Z góry dziękuje.
Witam serdecznie,

Powiedziałbym, że kategorie "niebo" i "piekło" są nie tylko metaforami, lecz aż metaforami.

Człowiek rezultaty swoich dociekań wyrażał i nadal wyraża bądź w ramach naukowych: konstruując możliwie ścisłe definicje, budując hipotezy, konstruując teorie... a potem je obalając etc...; bądź w metaforze, np. poprzez mit. Umiejętność posługiwania się metaforą i mitem jest niesamowitą zdolnością. Metafora bowiem sięga często tam, gdzie żadna definicja sięgnąć nie może. Metafora jest wieloznaczna i potrafi odsyłać do tajemnicy, jaką wyraża, szanując tę tajemniczość i nie czyniąc z niej banalnej zagadki. 

Kategorie nieba i piekła zwykle wyrażane były w obrazach: bądź to krainy szczęścia, mlekiem i miodem płynącej, gdzie każdy czerpie za darmo z suto zastawionego stołu, bądź krainy cierpienia, zgryzoty i lamentu - wiecznej kary za grzechy. Ale zarówno obraz krainy szczęścia, jak i kraju zgryzoty - zatem kategorie czysto doczesne, a nawet nieco naiwne - odsyłają nas do sytuacji duchowej, do pewnego misterium. Metafora zawiązuje pewną analogię z rzeczywistością duchową - w ten sposób wtajemnicza, ale nie rozwiązuje zagadki, czym jest owa rzeczywistość.

Metafora nieba odsyła nas zatem do duchowej rzeczywistości zbawienia, metafora piekła zaś do duchowej rzeczywistości wiecznego potępienia.

Gdy czytamy Pismo Święte, możemy zobaczyć, jak opisuje ono stopniowe wychodzenie Boga ku człowiekowi, zatem objawienie. Ma ono swoje wypełnienie w przyjściu Boga w człowieku. Bóg buduje bliskość z nami, pozwalając się coraz lepiej poznawać - odsłaniając się, a przestrzenią tej bliskości jest wiara. Ten, kto przyjmuje Boga w Jezusie aktem wiary, ten jest zbawiony. Dlatego św. Jan w swojej ewangelii może napisać m. in.: 

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia. (J 5, 24)

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto /we Mnie/ wierzy, ma życie wieczne. (J 6, 47)

Zbawienie i potępienie, czyli "niebo" i "piekło" w tym sensie są właśnie sytuacją duchową człowieka. Owo niebo dokonuje się w nas poprzez przyjmowanie objawiania się Boga w naszym życiu, poprzez naszą zgodę na to przychodzenie Boga do nas. A to buduje także wspólnotę, bo gdy zawiążę relację bliskości z Bogiem, to wychodzę z samotności życia. Piekło zaś jest odwróceniem tej sytuacji. Odrzucam Boga, przychodzącego do mnie w moim życiu i pozostaję w samotności własnego, mojego, oswojonego życia. Jestem tego życia panem, ale samotnym. Wychodzenie z kryjówki samotności duchowej ku wspólnocie z Bogiem i ludźmi jest drogą wzrostu duchowego człowieka i także stało się częstym motywem literackim, np. Abram, który wychodzi ze SWOJEGO świata w świat nieznany i staje się Abrahamem - ojcem Narodu.

A co przyniesie śmierć? Św. Paweł pisze w Hymnie o Miłości: "wtedy zaś poznam, jak i sam zostałem poznany". A póki co widzimy niejasno, jakby w zwierciadle.

Pozdrawiam bardzo,

Marek Rosłoń SJ

zobacz komentarze [3]

niebo, piekło 2

2010-07-26 09:32:23

1) napisał ojciec, że pogląd mówiący o uprzedniej wiedzy Boga kto będzie zbawiony, kto potępiony jest błędny. a mi się wydaje, że jest on racjonalny. mówienie, że jest on fałszywy, zaprzecza samej definicji Boga jako bytowi absolutnemu, którego jednym z przymiotów jest wszechwiedza. Czyż nie?2) niebo czyli metafora bliskości duchowej z Bogiem; piekło czyli metafora nie-bycia z Nim- stan potępienia. zastanawia mnie jaka jest faktyczna rzeczywistość potępienia. znalazłem takie sformułowanie, że osoba, która odrzucała Boga w życiu, nie może "cierpieć w piekle" z braku bycia z Nim ponieważ nigdy tego nie pragnęła. jednak czytając dzienniczek św. Faustyny, można ten pogląd odrzucić-ponieważ tam jest mowa o niesamowitych mękach. wydaje mi się, że te męki z nie-bycia z Bogiem, może następują w wyniku pozostania na sądzie z Bogiem i "uświadomieniu" sobie marności i nicości? Nie wiem czy takie uzasadnienie ze swojej prostoty nie jest błędne i czy może nosić miano teologicznego?
Ad. 1) Definicja Boga, jako bytu absolutnego, jest tylko definicją, czyli konstruktem umysłu spekulującego. (Prywatnie mam poczucie, że urąga ona Bogu żywemu). Ma ona swoje znaczenie dla filozofii, ale nie jest zakorzeniona w Biblijnym obrazie Boga, tylko w filozofii Greków.
Predestynacjonizm zaprzecza wolności człowieka. Dlatego został uznany za błędny już chyba w V w. Uznając takie rozumienie wszechwiedzy Boga, skazujemy człowieka na bycie jedynie bezwolną marionetką, puzzlem w kosmicznej zabawie Stwórcy. Stworzenie jest wydarzeniem, w którym Bóg realnie ogranicza swoją wszech... władzę, wiedzę etc..., bo daje wolność i autonomię. Jego absolutność staje się paradoksalna. Przecież najpełniej swoją moc okazał w niemocy, umierając na krzyżu.

Ad. 2) Dzienniczek s. Faustyny, podobnie zresztą, jak inne dzieła mistyków nie zastępują Pisma Świętego. To Pismo Święte i Tradycja Apostolska są normą w odczytywaniu treści doświadczeń mistycznych a nie odwrotnie. Mistycy posługują się często apokaliptyczną metaforyką (która tak pobudza naszą wyobraźnię) dla wyrażenia treści bardzo nam bliskich. Dlatego czytajmy mistyków w świetle Pisma Świętego - przede wszystkim Ewangelii - a nie Pismo w świetle tekstów mistycznych.

A czym jest istota potępienia? Istoty takiego stanu nie znamy do końca, bo jest to jedna z wielkich tajemnic wiary, ale myślę, przybliżamy się do jej rozumienia, gdy myślimy o radykalnej samotności. Tak radykalnej, że samotny być może nawet nie wie i nie chce wiedzieć, że jest samotny. Bo gdyby wiedział i odczuł jej ból, to pewnie chciałby z niej wyjść - i to byłby koniec piekła.

Marek Rosłoń SJ

zobacz komentarze [7]

niebo, piekło 3

2010-07-27 20:40:48

czy dusza potępiona cierpi męki?
Wie Pan co, nie wiem. Mam nadzieję też, że nigdy się nie dowiem i mam również nadzieję, że ta perspektywa pozostanie dla ludzi jedynie teoretyczną możliwością.

Pozdrawiam,

Marek Rosłoń SJ

zobacz komentarze [32]

predestynacja

2010-07-27 21:01:02

z wikipedii: "Predestynacja (od łac. praedestinare, gr. προοριζειν, "przeznaczyć z góry") - koncepcja religijna, według której losy człowieka (jego zbawienie lub potępienie) są z góry określone przez wolę Boga". Tutaj jeżeli mówimy o "narzucaniu" zbawienia/potępienia przez Boga- to ma ojciec rację jest to pogląd fałszywy. Ale pogląd taki, że Pan Bóg WIE uprzednio co się z nami stanie po śmierci, ale nie narzuca nam zbawienia/potępienia jest chyba właściwy. Mówię o tym, że Bóg w swojej wszechwiedzy wie o samym fakcie naszego zbawienia, a dojście do tego pozostawia nam samym. On tylko wie co będzie... nie narzuca nic...
Pewnie można tak powiedzieć i pewnie nie raz też tak to było ujmowane w historii. Ale to wyobrażenie Boga jako bytu doskonałego: wszech... mocnego, wiedzącego, niecierpiętliwego, niezmiennego etc... jest czysto spekulatywne. Biblia nigdy tak Boga nie opisuje. Te atrybuty wynikają z definicji Boga, a Biblia nigdy Boga nie definiuje. Autorzy biblijni nie śmieli nawet używać świętego tetragramu i zastępowali go innymi słowami, a co dopiero poważyć się na definiowanie. Dlatego też dociekanie o tej wiedzy Boga, kto do owiec, a kto do kozłów, także jest jedynie spekulacją.

Z Biblii ukazuje się raczej obraz Boga, którego pragnieniem jest być w bliskości ze swym stworzeniem, by nie być Bogiem samotnym. I On zaprasza nas do tej bliskości. I to, co się rozegra między tym zaproszeniem, a wolnością człowieka to jest jakiś etyczny dramat wiary. I myślę - choć jest to moje osobiste przekonanie - że i Bóg i człowiek stoją przed jakąś niepewnością. Człowiek myśli: jest, a może nie jest; a Bóg myśli: przyjmie, czy odepchnie.

Marek Rosłoń SJ


niebo, piekło 6

2010-10-12 14:45:55

Jeżeli ojciec pisze, że niebo i piekło to metafory życia duchowego, czyli stanu bycia lub nie-bycia z Bogiem i nie odnosi się to do miejsca, do którego "pójdziemy" po śmierci, to jak się to ma do słów "Ojcze nasz, któryś jest w niebie..."? To czym jest to niebo?
Panie Michale,

miejsce w przestrzeni i w czasie jest atrybutem przynależnym "naszemu światu". Pan Bóg nie ma specjalnego apartamentu na krańcach wszechświata, do którego trafialiby zbawieni. Nasza wiara mówi nam o tym, że Pan Bóg - jakkolwiek wszedł rzeczywiście w ten świat - to jest Kimś spoza tego świata. Określenie "któryś jest w niebie" jest oczywiście także metaforyczne i oznacza właśnie to: "Boże, który jesteś poza tym światem.

To właściwie tylko zarysowanie sprawy, bo oczywiście w końcu chodzi o to, że wspólnota zbawcza wymaga niejako ryzyka bliskości z Bogiem, który jest Kimś radykalnie Innym. Tylko wtedy przekraczamy doczesny porządek rzeczy, gdy godzimy się na bliskość z Bogiem "pozaświatowym". Bóg "wewnątrzświatowy" byłby jedynie imaginacją ludzkiego rozumu - czyli byłby bóstwem fałszywym. Oczywiście mamy prawo stosować metaforę do opisu doświadczenia wiary (chyba tylko metafora jest wystarczająco pojemna),  ale musimy pamiętać, jakie ma to konsekwencje - w innym razie popadniemy w antropomorfizację Boga i zamykamy Go w czysto ludzkich kategoriach.

Pozdrawiam,

Marek Rosłoń SJ

zobacz komentarze [3]

niebo, piekło

2010-10-16 19:38:57

ojciec mówi o definicjach Boga jako o spekulacjach- prawda, z biblii wyłania się inny Jego obraz niż z filozofii. ale to znaczy że teologia o jakim Bogu mówi biblijnym czy filozoficznym?
Witam,
widziałem, że dzisiaj o. Kazimierz już trochę na ten temat napisał, cytując fragmenty z doskonałej książki J. Ratzingera "Wprowadzenie w Chrześcijaństwo". Moja odpowiedź będzie zatem trochę uzupełnieniem i komentarzem.

Problem polega na tym, że teologia usiłuje wyrazić coś, co w swej istocie jest niewyrażalne, czyli doświadczenie objawiającego się Boga. Teologia ma zresztą tego świadomość, przejawiającą się w czcigodnej tradycji teologii apofatycznej, czyli niejako milczącej o Bogu, a mówiącej raczej jaki Bóg nie jest.

Teologia "mówiąca" zaś potrzebuje narzędzia, czyli języka do wyrażenia Niewyrażalnego. Ideałem takiego języka byłby taki, który mówi możliwie dużo i precyzyjnie, ale jednocześnie nie redukuje Niewyrażalnego do wyrażalnego. W praktyce sprawa nieosiągalna, poza milczeniem. Historycznie więc na teologię oddziałuje język aktualnej w danych czasach filozofii, stając się jej narzędziem. Np. język wielkich systemów filozoficznych - Platonizmu i Arystotelizmu. W poszczególnych epokach usiłuje się za pomocą narzędzi językowych tworzonych przez te filozofie opisywać bądź definiować doświadczenie wiary.

Ale... po pierwsze język wszelkiej filozofii jest jedynie ludzkim językiem i podlega prawu rozwoju, jak wszystko w czasie; zatem się zmienia (w parze z tym idzie też zmiana języka teologii, co niekiedy niektórym tak trudno zrozumieć). A po wtóre, teologia musi go wciąż konfrontować z samym Objawieniem, czyli z Pismem Świętym i doświadczeniem wiary. I ten styk (w praktyce między spekulacją i mistyką) jest bardzo ciekawy i pełen napięcia. Zderza się wyobrażenie o Bogu z objawieniem się Boga. I dobrze jest, gdy język teologii tej konfrontacji nie wytrzymuje bo wtedy się rozwija.

Idzie więc o to, że z jednej strony pojawiają się rozmaite koncepcje filozoficzne Boga - i filozofii one mogą wystarczyć, ale dla teologii "normą" jest Bóg Objawiony i Niewyrażalny i dlatego teologia musi wciąż oczyszczać ten obraz Boga konstruowany w spekulacji filozoficznej, zbliżając się wciąż do Niewyrażalnego.

Pozdrawiam,


Marek Rosłoń SJ


niebo, piekło 7

2010-10-19 21:43:52

czyli można powiedzieć, że Bóg jest wszechmocny w niemocy?
Tak, myślę, że można tak powiedzieć.

Gdy patrzymy na stopniowe objawianie się Boga w Biblii, to czy nie rysuje się obraz Boga rezygnującego z wszechpotęgi na rzecz bliskości? Z obrazu Boga budzącego trwogę, w niektórych opisach okrutnego - potężnego ale odległego, stopniowo wyłania się obraz Boga przemawiającego i przekonującego, a wreszcie w Ewangeliach widzimy Boga bezbronnego, jako dziecko w ramionach ludzkiej matki, a w chwili męki pokonanego przez śmierć. A przecież to ta chwila najgłębszej słabości jest chwilą , kiedy Bóg jest najbliżej człowieka, bo przecież w samym sercu największego naszego lęku, czyli w śmierci! Na tym polega chyba tajemnica wszechmocy Boga, że Nieskończony daje się poznać, ale nie idzie o poznanie intelektualne, tylko osobowe, możliwe jedynie w bliskości pozbawionej lęku, czyli w miłości. Ewangelia św. Jana - znów paradoksalnie - nazywa ten moment godziną wywyższenia Syna Człowieczego, bo bliskość bez lęku ze swoim stworzeniem jest chwałą Boga, która swe uwieńczenie ma rzecz jasna we wskrzeszeniu Jezusa z martwych przez Ojca.

A schodząc trochę bardziej na ziemię - czy i my sami w naszych kontaktach międzyludzkich nie mamy podobnego doświadczenia, że tylko rezygnując z potrzeby posiadania przewagi, pokonania kogoś, (jakkolwiek: fizycznie, bądź na argumenty w dyskusji...) możemy się do niego zbliżyć i dać wystarczającą przestrzeń zaufania?

Pozdrawiam bardzo, 

Marek Rosłoń SJ


piekło

2011-03-31 16:04:28

powrócę na chwilę do wątku piekła. skoro piekło jest ŚWIADOMYM odrzuceniem Boga, postawieniem mu bariery, za którą Go nie dopuszczamy i w konsekwencji pozostawaniem na wieki daleko od Niego, to jak to się dzieje że po śmierci człowiek z tego powodu będzie cierpiał. przecież za życia świadomie człowiek Mu mówił NIE i Go nie potrzebował, a tu nagle ból i cierpienie... czy człowiek w obliczu Boga pozna i zrozumie co stracił i dlatego cierpi później w piekle? Pzdr
Dobre pytanie. Piekla nie nalezy wyobrazac sobie jako stanu, w ktorym czlowiek pragnie Boga i wola: Boze, daruj, chce byc z Toba. A Bog odpowiada: Juz za pozno. No i czlowiek cierpi przez wieki z tego powodu. Potepiony odrzucil Boga, a Bog, ktory jest miloscia, wycofal sie pozwalajac czlowiekowi realizowac to odrzucenie. Doskonale opisuje pieklo Lewis w "Ostatniej Bitwie" "Opowiesci z Narnii" - karly odrzucaja niebo, tkwia w swym brudzie i smrodzie i krzycza: karly dla karlow. Potepiony w pewnym sensie jest zadowolny - mowiac kolokwielnie - z syfu, w ktorym tkwi, i nie wie, ze to syf. Nijak nie rozumie, co stracil. Okropny stan!

Dariusz Kowalczyk SJ

zobacz komentarze [5]

piekło2

2011-03-31 23:07:56

zainspirowany tym co ojciec napisał, zerknąłem do KKK i tam w nr. 1035 czytam: "(...)bezpośrednio po śmierci idą do piekła, gdzie cierpią męki, "ogień wieczny"(...)". Może jednak człowiek cierpi w piekle. nie mowie tu o popularnym żywcem paleniu w ogniu, ale w kontekście tego co ojciec wcześniej powiedział.
Spojrzalbym na to od dwoch stron. Obiektywnie jest to cierpienie. Subiektywnie nie musi byc to tak przezywane. Patrzymy na pijanego, cuchnacego menela. I slusznie myslimy - Co za nieszczescie! Co za cierpienie! A menel w tym stanie nie odczuwa cierpienia. Odczuwa raczej chec napicia sie. I to wszystko. "Ogien wieczny" to symbol obiektywnego stanu cierpienia. Ale potepiony moze nie byc swiadomy swego rzeczywistego stanu, bo nie wie i nie chce wiedziec, co stracil. Bog jest mu niemily. I nie chce byc z Bogiem.

Dariusz Kowalczyk SJ

zobacz komentarze [5]

piekło cd

2011-04-01 12:37:50

Ojcze, to się jakoś nie pokrywa. Mnie zawsze uczono, że piekło jest karą za grzechy, że dusze bedą cierpiały tam straszliwe męki. A z tego co zrozumiałam Ojciec napisał że dla tego kto znajdzie się w piekle, to nie będzie żadne cierpienie, tylko jakby nie patrzeć coś normalnego, coś co juz zna, naturalna kolej rzeczy...coś co mu odpowiada...Jak to pogodzić? Nie rozumiem

To, co napisalem o piekle, jest moim rozumieniem tej rzeczywistosci, ktore - uwazam - jest poprawne z teologicznego punktu widzenia, choc niewatpliwie rozni sie od tradycyjnego mowienia o piekle. W nauce katolickiej o piekle jedno jest pewne - pieklo to wieczny brak zywej relacji z Bogiem. A taki brak jest obiektywnie nieszczesciem. W innych kwestiach moze wspolistniec wiele wyobrazen (modeli) piekla. I nie ma potrzeby, zeby sie wszystko ze wszystkim pokrywalo. Tak samo roznie mozemy wyobrazac sobie niebo. W wierze katolickiej sa pewne prawdy fundamentalne, wokol ktorych mozemy budowac rozne modele, ktore na rozne sposoby wyrazaja istote sprawy.

Dariusz Kowalczyk SJ


boskie objawienie piekła

2011-04-04 12:55:41

Ksiądz Marek Rosłoń mówi, by nie sugerować się dzienniczkiem siostry Faustyny i innych mistyków. Ale dlaczego, skoro im właśnie objawił się Bóg i sam pokazał im prawdziwe piekło, by przekazali wiedzę o nim innym?http://nickycruz.ovh.org/ksiazki/boskie_objawienie_piekla.pdf w tym objawieniu jest opisana oprowadzka po piekle przez Jezusa Kathryn Mary Baxter, wiele rozmów Jezusa z potępionymi, Jezus tłumaczy im dlaczego znajdują sie tam gdzie znajdują. Dlaczego więc te objawienia opisane w książkach ksiądz uznaje za lekko "podkolorowane", jeśli dobrze zrozumiałem? Z modlitwą, Mariusz

Witam serdecznie,

Jest dość znamienne, że teologia duchowości - która bada m.in. doświadczenia mistyczne i literaturę mistyczną, jest wykładana zwykle na ostatnim semestrze podstawowego akademickiego kursu teologii, bądź w ogóle przenoszona na kurs specjalistyczny. Czyli wtedy, gdy student posiada już znajomość nauczania Kościoła oraz jest wyposażony we właściwą metodologię teologiczną, czyli - powiedzmy - klucze do interpretacji tekstów mistyków w świetle Ewangelii i nauczania Kościoła (a nie odwrotnie).

Teksty mistyków niosą w sobie często głębokie przesłania duchowe, ale zwykle obudowane w narrację fabularną, na którą ma wpływ kontekst społeczny w jakim dana osoba wzrastała, duchowość zakonu (jeżeli jest osobą zakonną) język, jakim się posługuje, symbole obecne w kulturze tej osoby i mnóstwo jeszcze innych czynników historycznych i kulturowych. Mistyk odwołuje się więc do właściwej sobie metaforyki i symboliki, by wyrazić to, co jest przecież samo w sobie niewyrażalne. A wpływ ten uwidacznia się szczególnie właśnie w opisach piekła - może dlatego, że piekło, napawając lękiem, zawsze bardzo pobudzało wyobraźnię - szczególnie artystów.

Lektura mistyków, bez właściwego fundamentu teologicznego, powoduje, że czytelnik pozostaje jedynie na tej warstwie fabularnej. Ona zresztą może fascynować, bo jest często sensacyjna, barwna, pobudza wyobraźnię i emocje, daje wrażenie wglądu w rzeczywistość zakrytą. Ryzyko jest jednak tutaj takie, że zafascynowani barwnością i szczegółowością fabuły pozostaniemy z naszą wiarą jedynie na takim fabularnym i powierzchownym poziomie. Szczególnie, że Pismo Święte nie pobudza tak naszej wyobraźni, bo posługuje się językiem bardziej surowym i lakonicznym.

Narracje mistyków zresztą się różnią. Inny jest obraz piekła w narracji św. Faustyny, a inny w narracji św. Katarzyny ze Sieny. Czy to znaczy, że jedna się myliła, a druga miała rację? Albo może jedna widziała prawdziwe piekło, a druga fałszywe? Na pewno nie. Ale po to, by "wyłuskać" duchowe przesłanie mistyka, potrzeba sięgnąć głębiej, pod warstwę fabularną.

Dzienniczek św. s. Faustyny oraz inne dzieła mistyczne mogą być bardzo dobrą lekturą, która pobudza i rozwija naszą wiarę. Ale musimy pamiętać, że teksty te mówią raczej o doświadczeniu i dojrzewaniu duchowym samych mistyków, o tym, jak oni rozumieli swoją wiarę i jej tajemnice, niż o samej treści tych tajemnic. Wreszcie wymagają lektury integralnej, tzn. uwzględniającej ewolucję mistyka, drogę jego rozwoju duchowego, a wreszcie muszą być interpretowane w świetle Ewangelii i nauczania Kościoła. Z własnego doświadczenia wnoszę, że wiele osób zafascynowanych literaturą mistyczną stopniowo zaczyna odczytywać Ewangelię i rozumieć własną wiarę i nauczanie Kościoła w świetle tej literatury, podczas, gdy powinno być dokładnie odwrotnie.

Stąd też zachęcam jak najbardziej do podążania duchowymi ścieżkami mistyków ku osobistej bliskości z Panem i jednocześnie przestrzegam, by nie zatrzymywać się na warstwie fabularnej ich opisów.

Pozdrawiam,

Marek Rosłoń SJ

zobacz komentarze [8]

Wolność a piekło

2012-04-28 08:35:15

Ale dlaczego człowiek po śmierci nie może wrócić do tego jak żył, albo np do stanu płodu, kiedy siedzi sobie w brzuchu i nic go nie martwi, tylko będzie musiał cierpieć przez całą wieczność? Chyba nie chodzi po prostu o sprawiedliwość, żeby ktoś "wypłacił się" z tego co zrobił na ziemi?. Poza tym jeśli piekło ma być świadomym wyborem to dlaczego człowiek nie może go wybrać bardziej bezpośrednio, przecież grzech jednak nie jest tożsamy z powiedzeniem Bogu, że nie chcę Cię znać ani tym bardziej że chcę przebywać w stanie wiecznego odrzucenia. Można powiedzieć że często jest szukaniem na swój sposób szczęścia. Mam wrażenie że piekło raczej przytłacza ogromem odpowiedzialności za swoje życie i zmusza do wyboru zamiast dawać większą wolność człowiekowi i jeszcze dodatkowo odrzuca niewierzących, bo ciężko jest przyjąć religię która mówi że"kto nie uwierzy będzie potępiony". Jeśli dochodzi do tego dodatkowo cierpienie na ziemi i takie trudności w przestrzeganiu tych przykazań i wizja sądu Bożego, to naprawdę jest strasznie trudno wierzyć w Miłość Boga i tym bardziej ją odwzajemnić - i to z całego serca. Raczej pojawiają takie tendencje lękowo-minimalistyczne typu ktoś spowiada się regularnie, jest w miarę dobry, ale też ma jakieś własne małe przyjemności i w sumie tyle. Nie jest to jakoś bardzo świadomie podięta decyzja i ma tak być bo przecież co gdyby się przyznał że w sercu kiedy słyszy że Bóg nas kocha myśli sobie "dobra dobra, ile trzeba zrobić i czy grzech lekki czy ciężki jak nie"? Czyli ocenia Go już typowo ludzkimi cechami, "lepiej Mu nie podpadać". I wtedy wszystko się psuje.

W odpowiedzi na to pytanie pozwole sobie przytoczyc fragment mej ksiazeczki (wywiadu)> "Czy zyjemy w czasach Apokalipsy?".

- Czym jest piekło? Wielu sądzi, że to taka średniowieczna bajka, której w naszych czasach nie godzi się powtarzać.

Rzeczywiście, czasem nawet ludzie uważający się za katolików mówią: „Nie wierzę w piekło.” Opinia ta nie musi być wcale heretycka. Co więcej, może nam pomóc w naszych usiłowaniach zrozumienia nauki o piekle. Ewangelia nie polega bowiem na głoszeniu alternatywy: niebo albo piekło. Mistrz z Nazaretu nie przyszedł, by głosić dwie nowiny - dobrą i złą - o dwóch królestwach: Bożym i szatańskim. Nie zostaliśmy wezwani do wiary w piekło, ale do wiary w moc zbawczą Boga. Misja Chrystusa jest od początku do końca misją miłości, nieustannym zapraszaniem do niebieskiej uczty. Historii zbawienia nie można wyobrażać sobie według logiki z czarnego humoru: „Niech chętni wystąpią z szeregu, a kto nie wystąpi będzie rozstrzelany!” Bóg nie postępuje z człowiekiem na zasadzie kija i marchewki. On nie kusi niebem, by zaraz potem postraszyć piekłem. Stwórca nie uczynił dwóch światów: złego i dobrego. Wszystko, co stworzył Bóg, było dobre. Piekło nie jest Jego dziełem i dlatego w pewnym sensie mają rację ci, którzy w piekło nie wierzą...

- Dość zawile to Ksiądz przedstawił (śmiech). Zdaje się, że trudno wyjść poza alternatywę pomiędzy tym, że coś jest, a twierdzeniem przeciwnym - ksiądz chyba tego próbuje.

Wiara jest przede wszystkim pozytywnym aktem zaufania, powierzenia się Bogu. A zatem wiara nie jest jedynie przyjęciem jakiejś opinii za prawdziwą. Mówimy: „Wierzę w Boga Ojca, wierzę w Jezusa Chrystusa, wierzę w Ducha Świętego”, ale nie możemy w tym samym sensie powiedzieć: „wierzę w szatana albo wierzę w piekło”. Katolik wierzy w Boga i jego obietnice, a nie w piekło. Co oczywiście nie znaczy, że odrzuca prawdę o piekle. Wręcz przeciwnie, twierdzimy, że możliwość potępienia stanowi konieczny, choć jedynie negatywny, warunek zbawienia istoty wolnej jaką jest człowiek. Bóg stwarzając człowieka zdolnym do kochania, nie mógł nie obdarzyć go jednocześnie zdolnością odrzucenia miłości. Osoba wolna ma możliwość powiedzenia Bogu: „Nie chcę być z Tobą!” Wszechmogący Stwórca nie może zmusić nikogo do otwarcia się na dobro. Przemoc niszczy wolność, a gdzie nie ma wolności, tam nie ma również dobra ani zła. Dlatego też niemożliwe jest stworzenie zdolnego do miłości człowieka bez możliwości tego, co nazywamy grzechem pierworodnym. W konsekwencji, bez możliwości wiecznego potępienia. Wszechmoc Boża jawi się więc paradoksalnie jako słabość wobec istoty wolnej, do której skierowane jest słowo: „Adamie, kocham Cię!” Czasem myślimy sobie, że gdyby człowiek miał pewność, że Bóg istnieje, to by mu się nie sprzeciwiał. Otóż wcale tak być nie musi. Szatan znał Boga, ale się zbuntował. Nieunikniony dramat dziejów polega na tym, że ten, kto został stworzony jako istota wolna, zdolna do miłości, ma też zdolność popadnięcia w pychę i wybrania nie-miłości. Innymi słowy, wierzymy w Boga i w zbawienie w Jezusie Chrystusie, ale wiemy, że to zbawienie nie jest automatyczne, i że człowiek może je odrzucić wybierając to, co nazywamy piekłem.
 
- Jednak to sensowne tłumaczenie jest dziś często negowane.

Co byśmy jednak o „logiczności” nauki o piekle nie powiedzieli, to trzeba przyznać, że możliwość wiecznego potępienia pozostaje „skandalem”, którego nie da się uciszyć jakąś teorią. Nasuwa się przecież pytanie - skoro Wszechmogący kocha każdego człowieka i pragnie jego zbawienia, to jakikolwiek przypadek potępienia byłby zarazem, w jakimś sensie, wieczną przegraną Boga. Można zatem zapytać - czy i w jaki sposób Bóg – nie łamiąc ludzkiej wolności – mógłby zrealizować swój plan zbawienia każdego człowieka? Czy Bóg może zbawić kogoś, kto zdaje się tkwić w zamkniętym i nieodwołalnym kręgu zła i rozpaczy? Nie brakuje w Kościele teologów, ale także mistyków, którzy wyrażali nadzieję, nie - pewność, ale właśnie nadzieję - że Bóg zdoła dotrzeć do każdego człowieka nie niszcząc jego wolności, i że ostatecznie zbawienie będzie powszechne, a piekło pozostanie puste. Taka nadzieja obecna jest na przykład w teologii Hansa Ursa von Balthasara, czy też u polskiego teologa, Wacława Hryniewicza. I nie można powiedzieć, że nadzieja powszechnego zbawienia jest heretycka, niezgodna z nauczaniem Kościoła. Przecież Kościół o nikim nie powiedział oficjalnie, że na pewno jest potępiony. Nie powiedział tego nawet o największych zbrodniarzach, jak Hitler, czy Stalin. Trzeba jednak uważać, aby nadzieja rzeczywiście pozostała nadzieją, pokorną i pełną modlitwy, a nie stała się, jakąś zadufaną teorią, z której by wynikało, że wieczne piekło jest w gruncie rzeczy niemożliwe, bo Bóg przecież jest miłosierny. Nie! Piekło jest realną możliwością, bo ludzka nieodwołalna zatwardziałość w grzechu jest realną możliwością, choć – z drugiej strony – nie możemy nigdy do końca ocenić, co jest w sercu człowieka. Jedynie Bóg jest sędzią ludzkiego serca.

Dariusz Kowalczyk SJ

zobacz komentarze [2]

Istota nieba - do o. Marka Rosłonia

2012-04-30 10:52:38

Mam pytanie, które wynika z lektury odpowiedzi na pytania dotyczące nieba i piekła. Otóż pisze Ojciec, że niebo jest stanem wewnętrznym, który w sobie nosimy. Czy zatem można powiedzieć, że każdy będzie miał takie niebo jakie sobie "wypracuje"? Przyznam, że nie rozumiem tego do końca. Jeżeli piekło, jak mówi Ojciec jest granicą, za którą Boga nie wpuścimy, to można być nie do końca w niebie? Nosić w sobie trochę nieba i trochę piekła? I co to właściwie znaczy w życiu człowieka wierzącego postawić Bogu granicę? Ja osobiście nie jestem w stanie oddać Bogu wszystkiego, wiem, że nie potrafię Go kochać "z całej duszy swojej" i ponad wszystko, nie potrafię oddać Mu wszystkich swoich pragnień i zdać się na Jego wolę, a jednocześnie pragnę po śmierci znaleźć się jak najbliżej Niego... Stąd moje wątpliwości. Z góry dziękuję za odpowiedź na nurtujące mnie pytania, bo wiem, że posługują tutaj ojcowie w swoim wolnym czasie!

Bardziej byłbym skłonny powiedzieć, że to raczej piekło będziemy mieli takie, jakie sobie „wypracujemy”. Niebo zaś takie, jakie dostaniemy. To tu jest zasadnicza różnica między znaczeniem metafory nieba i piekła. Metafora nieba wyraża stan bliskości z Bogiem, którego nie wypracowujemy sobie, a przyjmujemy. Metafora zaś piekła jest rezultatem odrzucenia tej bliskości. Dlatego niebo to niespodzianka, piekło zaś jest absolutnie przewidywalne.

 

I tu jest sprawa, być może, najtrudniejsza i do zrozumienia i do przeżycia. Zgoda na bliskość Boga (niebo) oznacza wyjście poza horyzont „tego świata”, w sensie dosłownym, ale przede wszystkim w sensie metaforycznym: poza wszystko, co moje, co oswojone, poznane, kontrolowane. Czyli napięcie między niebem i piekłem polega na walce między pozostawaniem „w sobie” i „w swoim świecie”, gdzie JA kontroluję wszystko, a wyjściem ku nieskończoności, jaką przynosi bliskość z Bogiem, i której nie mogę kontrolować. Mogę jedynie ufać.

 

Gdy spojrzymy na to z perspektywy psychologicznej, jest to proces, w którym napięcie jest między lękiem (to on nas motywuje do zamykania się we własnym świecie), a miłością z całym jej emocjonalnym bogactwem (bo ona nas otwiera na wszelką inność). Z perspektywy duchowej zaś będzie to proces zbawienia. No właśnie… i tu chyba dotykamy sprawy w pytaniu najważniejszej. Zbawienie z jednej strony jest nam dane „już”, bo Bóg stał się człowiekiem i objawił się najpełniej, jak mógł, ale z drugiej strony to zbawienie jest naszym osobistym procesem. Zbyt często chyba pomijamy fakt, że jako ludzie żyjemy w czasie i podlegamy rozwojowi. Chcielibyśmy być gotowi ot tak, natychmiast. A rozwój to proces rozłożony na całe życie, prawu rozwoju podlega też nasze zbawienie (czyli niebo). Dojrzewamy do tego, by kolejne obszary naszego życia przeżywać wspólnie z kimś. Gdy pozwalamy sobie na to, by przezywać je wspólnie z Bogiem, to wchodzimy na drogę duchowego procesu zbawienia.

 

Ale, jak słusznie zauważasz, jest w tym też element walki. Piszesz: Ja osobiście nie jestem w stanie oddać Bogu wszystkiego, wiem, że nie potrafię Go kochać "z całej duszy swojej" i ponad wszystko, nie potrafię oddać Mu wszystkich swoich pragnień i zdać się na Jego wolę, a jednocześnie pragnę po śmierci znaleźć się jak najbliżej Niego... Czyli w praktyce: chcę i boję się. I nic dziwnego. To jest właśnie proces zbawienia. Pragnę być blisko Boga (niebo), ale coś nie pozwala mi w pełni Mu zaufać (piekło). I przechodzenie od tego lęku do zaufania, jest w sensie duchowym procesem zbawienia, a w języku tradycyjnym nazywa się to czyśćcem. Stopniowo wychodzimy z samotności „naszego światka” ku horyzontowi nieskończonemu - oczyszczamy się. I myślę, że masz dobrą intuicję, że póki żyjemy to jest w nas trochę nieba i trochę piekła. Dokładnie na tym polega czyściec, jest w nas trochę nieba (to, co potrafimy już przeżywać w miłości i wspólnocie z Bogiem) i trochę piekła (te obszary, które boimy się otworzyć i przeżywamy je wciąż samotnie: nasze rany, winy, wstyd, urazy, krzywdy…). Tajemnica czyśćca polega więc na dojrzewaniu do tego, by w pełni, bez odrzucania czegokolwiek w sobie, żyć we wspólnocie z Bogiem i innymi, by akceptować dar życia własnego i innych w całej jego nieskończoności, złożoności, niekontrolowalności i otwartości na Boga.

 

Wierzymy też, że moment śmierci biologicznej jest takim momentem pełniejszego poznania Boga. Stąd też rzeczywistości czyśćca nie zamykamy jedynie w doczesności, ale też widzimy jej możliwość po śmierci, czy lepiej powiedzieć w śmierci. Trzeba jednak to rozumieć znów, jako okoliczność związaną z przechodzeniem od lęku przed Bogiem do zaufania Bogu w obliczu pełniejszego Jego poznania.

 

Jest też niestety możliwy proces odwrotny, czyli coraz głębsze zapadanie się w sobie i odrzucanie jakiejkolwiek bliskości. Proces radykalnego egocentryzmu, w którym stopniowo człowiek zmusza wszystko do podległości sobie, albo pozbywa się tego, co nie chce poddać się jego kontroli. Na końcu tego procesu pozostaje absolutnym panem swojego życia i swojego świata, zdany wyłącznie na siebie. Wszystko czego mógłby doświadczyć w tym stanie byłoby absolutnie przewidywalne, bo zależałoby tylko od niego samego. Żadnej niespodzianki, wszystko kontrolowane, tyle że w całkowitej samotności i ogromnym lęku, że zawsze może pojawić się coś nowego, co go przerośnie. To jest piekło.

 

Piekło byłoby więc stanem pracowicie wypracowanej samotności, niebo zaś stanem otrzymanej i przyjętej wspólnoty. Póki jednak żyjemy, jesteśmy wciąż w ruchu. Obie te rzeczywistości duchowe są w nas. I cała sztuka polega na tym, by kierunek naszego rozwoju był od lęku ku wspólnocie, a nie odwrotnie.

 

Życzę wszystkiego dobrego na drodze do nieba,

 

Marek Rosłoń SJ

zobacz komentarze [11]

Niebo

2012-09-22 16:27:37

Mam pytanie odnosnie nieba. Czy to jest mozliwe ze ktos co cale zycie ciezko grzeszyl,zyl z dala od Boga chwile przed smiercia, wzywa go i prosi o przebaczenie to czy Bog da mu szanse na zbawienie i pojscie do nieba? Co jesli byl on bardzo zlym czlowiekiem, zabijal ludzi? I wlasciwie jak wyglada dusza, to prawda ze ludzka dusza po smierci zostaje na ziemii jeszcze 3 dni?
Doskonały żal za grzechy w momencie śmierci i oddanie się Chrystusowi (nawet jeśli nie ma możliwości spowiedzi) ratuje przed zatraceniem nawet największego grzesznika. Natomiast można mieć watpliwość, czy ktoś, kto całe życie na przykład mordował bez skrupułów, będzie w stanie zdobyć się na skruchę i żal w godzinie śmierci. Czy jego sumienie nie będzie martwe, nieczułe, pozbawione jakichkolwiek szlachetnych myśli? O zdrowe sumienie trzeba dbać przez całe życie. Natomiast co do duszy, to ludzka dusza nie wygląda, nie posiada kształtu. Po śmierci oczekuje... (jeśli można mówić o oczekiwaniu tam, gdzie czas nie istnieje) ...oczekuje na zmartwychwstanie ciała, by razem z nim cieszyć się wiecznym szczęściem na nowej ziemi. Pozdrawiam

Wojciech Żmudziński SJ

zobacz komentarze [2]

Niebo,piekło,czyściec?

2012-10-13 09:52:54

Co zatem miał na myśli sobór, mówiąc : "Gdyby ktoś mówił, że strach przed piekłem, z powodu którego uciekamy się do miłosierdzia Bożego żałując za grzechy lub powstrzymujemy się od grzeszenia, jest grzechem lub grzeszników czyni gorszymi - niech będzie wyklęty."? No i co w takim razie z czyśćcem? "czyściec istnieje i wnioskuje się o nim z Pisma Świętego". Czy może być zatem tylko kolejną metaforą?

W zacytowanym zdaniu chodzi o to, aby nie negowac (nazywajac grzechem) sytuacji, w ktorej ktos zaluje za grzechy nie tyle z miloscie do Boga, co ze strachu przed kara. Byly bowiem takie koncepcje, ze tylko zal z milosci ma wartosc, a zal za strachu nie ma wartosci, co wiecej - sam jest grzechem. Oczywiscie idealem jest poprawa i porzucenie grzechu z milosci do Boga. Ale jesli kogos na to nie stac, to dobrze, jesli porzuca grzech ze strachu...

Nie wiem, dlaczego laczysz to z czysccem. Powyzsza kwestia zadna miara prawdy o czysccu nie neguje. Czysciec nie jest metafora, ale realnym stanem czlowieka, ktorego Bog oczyszcza, by mogl w pelni doswiadczyc zbawienia w niebie. A zatem czysciec nie jest jakas tortura za kare, ale jest wyplywajacym z milosci Boga przygotowaniem grzesznika do nieba.

Dariusz Kowalczyk SJ

zobacz komentarze [13]

Szatan

2012-12-30 19:12:40

Witam serdecznie. Skoro piekło to stan, w jakim izolujemy się od Boga i nie istnieje jako miejsce, to jak mam tłumaczyć sobie opętania ? Czy diabeł istnieje tylko jako stan umysłu, i np. Lucyfer lub Baal nie istnieją jako istoty zła i nie są w stanie nikogo opętać? Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam. Michał
Miejsce to pojęcie z tego świata a piekło, to określenie ze świata duchowego mówiące o stanie życia bez Boga. Diabeł nie jest stanem umysłu lecz istotą duchową, osobą. Przeznaczeniem diabła jest piekło, gdyż zbuntował się przeciwko Życiu, przeciwko Bogu, nie przyjął Chrystusa za swojego Pana i chce odwieźć od życia wiecznego z Bogiem także człowieka. Złe duchy, które służą diabłu, mogą opętać człowieka, który swojego życia nie oddał całkowicie Jezusowi. Od tych, którzy należą do Jezusa, diabeł trzyma się z daleka, bo wie, że wobec Jezusa jest przegrany, że został już pokonany na krzyżu raz na zawsze. Przegrani są też wszyscy, którzy uwierzą w jego kłamstwa (fałszywe obietnice) i dadzą się wciągnąć w otchłań bez miłości i bez Boga. Diabeł może zwieźć także wybranych, którzy dadzą się nabrać na jego oszustwa i wyrzekną się Chrystusa. Dlatego czuwajmy, by nie dać się złapać w zasadzkę, która odciągnie nas od naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Tylko w Nim jesteśmy bezpieczni.

Wojciech Żmudziński SJ


Szatan/odp

2012-12-30 23:35:38

Dzień dobry. Mam takie pytania do powyższej odpowiedzi: "Przeznaczeniem diabła jest piekło, gdyż zbuntował się przeciwko Życiu, przeciwko Bogu, nie przyjął Chrystusa za swojego Pana i chce odwieźć od życia wiecznego z Bogiem także człowieka." -Ale czy jest to jego wieczne przeznaczenie? -Dlaczego Bóg nie uniemożliwi mu oddziaływania na ludzi? "Złe duchy, które służą diabłu, mogą opętać człowieka, który swojego życia nie oddał całkowicie Jezusowi." -W jaki sposób można oddać życie całkowicie Jezusowi? Czy jedyną metodą jest wstąpienie do zakonu? -Czy zatem należy żyć w ciągłym strachu przed opętaniem, które może zaistnieć w każdej chwili? -Na czym polegać może opętanie? Czy pojawia się, kiedy człowiek oddala się od Boga i żyje w ten sposób w nienaturalnym dla siebie stanie /brak dobra/, czego skutkiem jest "psucie się" jego organizmu - zakłócenia w działaniu mózgu? Mam jeszcze pytanie, czy owe piekło, będące stanem umysłu - będzie trwać wiecznie? Czy człowiek po śmierci będzie miał możliwość zmiany swej decyzji dot. bycia z Bogiem? Pozdrawiam.

Odpowiedzią na pierwsze pytanie jest inne pytanie zadawane przez teologów: Czy diabeł może się nawrócić? Gdyby nawrócił się, nie byłby już diabłem. A czy może? Trzeba spytać mądrzejszych ode mnie. Co do drugiego pytania: Bóg nie uniemożliwia człowiekowi dokonywania wolnych wyborów. Będąc wolnym człowiek może wybrać własne unicestwienie, bo to jedyne, co diabeł może zaoferować, czyli nic nie ma człowiekowi do zaoferowania prócz kłamstwa, że cokolwiek jeszcze może.

Aby oddać całe swoje życie Jezusowi, czyli stać się chrześcijaninem, trzeba uśmiercić w sobie starego człowieka i narodzić się na nowo, przemienić swoje myślenie i uczynić Chrystusa Panem swojego całego życia. Wtedy będziesz dostrzegał wszędzie dobrego, kochającego Boga. Będziesz patrzył na świat i na ludzi oczyma Boga. Taka przemiana jest możliwa tylko wtedy, gdy doświadczysz, jak Bóg Cię ukochał. Więcej znajdziesz w Ewangelii.

Po śmierci człowiek nie będzie miał już możliwości zmiany decyzji. Wykorzystaj więc okazję, bo dzisiaj jest dzień zbawienia, i oddaj swoje życie Chrystusowi. Duch Święty da Ci moc, byś ten wybór potwierdzał uczynkami każdego dnia. Wtedy nie będzie Cię interesowało na czym polega opętanie lecz zainteresujesz się bardziej tym, na czym powinno polegać chrześcijańskie życie wiernego ucznia Chrystusa. Pozdrawiam

Wojciech Żmudziński SJ

zobacz komentarze [6]

Szatan/odp2

2012-12-31 16:20:16

Bardzo dziękuję o. Wojciechu za odpowiedź i poświęcony na nią czas. Czy diabeł może się nawrócić? Gdyby nawrócił się, nie byłby już diabłem. A czy może? (...)" Kiedyś czytałem słowa Orygenesa, który pisał, że złe duchy albo jeszcze posiadają możliwość wolnego wyboru, albo też osiągnęły już granicę, spoza której nie ma powrotu i nie ma możliwości okazania skruchy. Ale oczywiście nie możemy tego stwierdzić jednoznacznie. -Dodatkowo czy Istnienie, które jest dobre, bo jest darem od dobrego Boga który jest jego jedynym źródłem i pozostaje z Nim (Bogiem) w pewnej łączności, może być w 100% złe? Zastanawia mnie też czy Bóg, który jest miłością i Jego miłość jest silniejsza od wszelkiego zła we Wszechświecie, może zastosować nieskończenie długą karę za złą postawę trwającą skończoną ilość czasu? Bo mówienie, iż Jest mściwy, jest przecież bluźnierstwem. św. Izaak z Niniwy w Homilii napisał, iż: "Bóg nie odwzajemnia złem za zło, ale je naprawia [...] Zarówno Królestwo, jak i Gehenna podlegają miłosierdziu". Więc można mówić, że piekło jest to miejsce oczyszczenia, które pomaga doprowadzić do wypełnienia zamysłu Boga, "który chce aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy" (1Tm2,4) ? "Po śmierci człowiek nie będzie miał już możliwości zmiany decyzji." Bo jeżeli ludzie będący w piekle ciągle ogarnięci są Bożą miłością, istnieje możliwość, że pewnego dnia zrozumieją swój błąd, otworzą swe serca na litościwego Boga i przekonają się, że Bóg nie przestał ich kochać, przez co zmienią decyzję?
Bóg pragnie, by wszyscy ludzie przyjęli zbawienie i mieli udział w wieczności z Bogiem. Nikogo Bóg nie będzie karał ale uszanuje wolność stworzonych istot inteligentnych i nie będzie nikogo zmuszał, ani ludzi ani zbuntowanych aniołów. Wiecznego szczęścia nie osiągną ci, którzy nie chcą go przyjąć z rąk Jezusa. Bo nie ma nikogo innego, kto mógłby uczynić nas szczęśliwymi na całą wieczność. Tragizm naszych wyborów polega na tym, że mamy czas jedynie do śmierci. Tylko do śmierci. Potem czas się kończy, przestaje istnieć. A piekło zapowiadane jest w Słowie Bożym dopiero po zmartwychwstaniu i ostatecznym sądzie. Nie jest ono miejscem oczyszczenia lecz ostatecznej destynacji. Oby nikt tam nie trafił. Pozdrawiam

Wojciech Żmudziński SJ

zobacz komentarze [12]

Czy PSYCHOLOGIA wyparła ESCHATOLOGIĘ?

2014-10-03 14:32:51

Czy dla współczesnego katolika "niebo" to tylko stan umysłu i ducha, a piekło to też "tylko" taki stan obecny w tym empirycznym świecie?
Sarte pisał, że "piekło to inni" bo był ponoc brzydki, a Hryniewicz pisze, że piekło to izolacja, bo był ładny?
Czy PSYCHOLOGIA WYPARŁA ESCHATOLOGIĘ???
A co z eschatologią jako życiem wiecznym/pośmiertnym/nowym stworzeniem???
Tutaj Jezuici mnie zaskakują: jeden pisze, że historią Adama i Ewy "nie wyjaśnimy" zła (gdzie tutaj rola katolickiego dogmat o grzechu pierworodnym?), a drugi, że niebo i piekło to stan psychiczno-duchowy ziemski.
Witam, uporządkujmy zatem sprawy. Eschatologia pozostaje kluczową dyscypliną teologii. Psychologia nie będąc dyscypliną teologiczną, ma istotny wpływ na antropologię teologiczną, czyli teologiczne rozumienie człowieka. Nie sądzę, aby psychologia wypierała eschatologię, bo nie są one dla siebie konkurencją. To, że dziś mówimy mniej, niż za czasów naszego dzieciństwa, o piekle, a więcej o nadziei i przebaczeniu, musi być dla niektórych szokujące, bo DOBRA NOWINA jest nie tylko dobra, ale i szokująca!

Michał Karnawalski SJ, webmaster